Nowe królicze gniazdko? Chyba można nazwać tak internat, do którego wciąż nie przywykł. Na dodatek ostatnio złapało go przeziębienie i już uszy na wierzchu, przecież nie będzie tak łazić, o nie! Nosił dzielnie bluzę z kapturem, pod którym ukrywał puchate uszy. Jednak choroba czy nie, musi się pouczyć... W sprawie technologii. Telefon faktycznie dobra rzecz, lecz komputer też przydatny jest (RandomBunnyFact#68 o dziwo można go wykorzystać do innych rzeczy, niż oglądanie dziwnych filmów). W internacie właśnie to pomieszczenie umożliwiło mu kształcenie się w tej dziedzinie, lecz kalectwo boli i nim cokolwiek może zrobić, to trzeba się skleić, o! Pomimo powolnych kroków i tak udało mu się zrobić sobie krzywdę... Tyle dobrego, że otoczenie tym razem nie ucierpiało! Króliczka paczka, aktywacja... Czy coś takiego. Wygrzebał z plecaka kilka plastrów, gaziki i tę nieszczęśliwą wodę utlenioną. Rozłożył swoją apteczkę na jednej z ławek, nasączając gazik wodą utlenioną, by przyłożyć do zadrapania na poliku, a syknięcie samo wyszło z ust. Szczypie, bo szczypie, lecz medykiem siebie trzeba być.
- Kurde... - mruknął naklejając na polik plaster w zielone króliki. Coś go w nosie kręciło, coś się zbliża! Zbierał się, zbierał, aż w końcu poszło! - Achooo! - kichnął, nawet porządnie! Uszy zdążyły zrzucić z głowy kaptur, a ogon wyskoczył spod bluzy, a pechowiec? Pechowcu aż oczy zaszły łzami, przez co wyglądał jakby się zbierało mu na płacz, świetnie zaczyna się nauka.